Laura i Marta

Casa Capicúa narodziła się w samym środku pandemii. Kiedy branża gastronomiczna była zamknięta, myśmy z uporem maniaka poszukiwały lokalu. Chciałyśmy stworzyć własny dom, własną przestrzeń. Właśnie stąd nazwa Casa Capicúa, czyli w wolnym tłumaczeniu „Dom palindrom”. Nasz wcześniejszy catering nazywał się Capicúa a secas, czyli „Po prostu palindrom”. po pierwsze dlatego, że jesteśmy bliźniaczkami, a po drugie dlatego, że to odniesienie do kuchni śródziemnomorskiej (w logo pojawiała się przepołowiona ryba, stąd „cap i cua”, co oznacza „głowa” i „ogon”). Teraz styl śródziemnomorski pojawia się w naszym lokalu w postaci płytek z terakoty, co ma przypominać ziemię ogrodu, a także niebieskiego koloru ryb, które zwisają z sufitu, co nawiązuje do Morza Śródziemnego. Jak wspomniałyśmy wcześniej, dodałyśmy słowo „Casa”, czyli „dom”, bo teraz mamy stałe miejsce. Jesteśmy w domu i chciałybyśmy, żebyście wy też się tu tak czuli.

Laura i Marta

Chyba wyróżniamy się tym, że dzięki temu, że znajdujemy się w malutkiej dzielnicy, staramy się, aby klienci czuli się u nas jak u siebie. Według naszych szacunków około 80% osób, które do nas przychodzą, to stali klienci. Już się doskonale znamy, oni znają naszą historię, a my ich. Często rozmawiamy między sobą, siedząc z gośćmi przy różnych stołach. Podoba nam się, że to takie patio dla sąsiadów, jesteśmy trochę jak mała rodzina.

Laura i Marta

Mamy menu tygodniowe, które publikujemy w niedzielę na relacji na Instagramie. Menu jest zamknięte, a to dlatego, że dzięki temu możemy kontrolować, ile jedzenia się zmarnuje (wyrzucanie jedzenia nas bardzo denerwuje). Jak chodzi o jedzenie, staramy się, aby było jak najbardziej zróżnicowane, zdrowe i świeże; wszystkie czwartki są wegetariańskie.

Laura i Marta

Trik jest prosty. Zadajemy sobie pytanie: czy mogłybyśmy jeść to przez tydzień i czuć się dobrze? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, działamy.